— Ach mamo, jęczy Nacia, ty nie wiesz, jak tu mi będzie źle. Mam tylko ciebie, gdy odjeżdżasz, zostanę samą. Nikt tu o mnie nie dba, nikt mnie nie kocha.
— Co za niesprawiedliwość! Wszyscy cię kochają, tylko ty im odpłacaj miłością, a będziesz najszczęśliwszą w świecie.
— Kochać sługi i chłopów! Mamusia odemnie tyle wymaga....
— Ludzi wszystkich bez wyjątku, a najprzód tych, których masz blisko siebie. Co zaś tyczy się domu.
— Obrzydł mi!... Ach, jak nudno siedzieć całe życie w tych samych ścianach! Zazdroszczę mieszkańcom miast, którzy się przeprowadzają, naturalnie dla rozmaitości.
— Nie miły ci ten dom?.... a wiesz, że gdy po śmierci rodziców ja wychodziłam za twego ojca, padłam do nóg bratu, by wziął dwa razy tyle ziemi, ile mu z działu wypada, a mnie oddał Zabory. Nie dla wartości folwarku, ani porządnie prowadzonego gospodarstwa, lecz ponieważ nie byłam w stanie opuścić starej siedziby, która była kolebką moich najdroższych. Przez ośm pokoleń Zaborowscy tu przebywali, w dziewiątem prawo miecza ustąpiło wobec miłości braterskiej. Adaś moją prośbę uwzględnił.... Dziś dla mnie to nie jest dom, córko, lecz świątynia pamiątek. Pokochaj ją i naucz się szanować.
Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/12
Ta strona została skorygowana.