Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

ślony termin. Zdjąwszy futro co żywo — Natalka wybiegła do kuchni.
— Czy jest Pawłowa?
— Nie była dziś wcale — odpowiedziała służąca.
Jeżeli tak — pójdzie do niej, do wzgardzonych podziemi, „siedziby robaków.“ Musi koniecznie zobaczyć to biedne dziecko, którego nędza serce jej rozrywa.
Trzymając się poręczy, gdyż było tam już ciemno, zstępowała ostrożnie po schodach.
— Może on brudny — panienka się nie brzydzi? zawołała Marcysia, otworzywszy drzwi przedpokoju.
— Co ty wiesz! on brudny! zdawało się mówić urażone spojrzenie chwilowej piastunki malca, który obydwiema rączkami trzymał ją za szyję.
Gdy stanęła przed matką z Michasiem, w oczach pani Brzozowieckiej strzelił błysk tryumfu, lecz łza go przyćmiła.
— Ach mamusiu, rzekła Nacia, tak jestem ciekawą — tak chciałabym wiedzieć, co dolega temu biedactwu?
— Probuj małego postawić, a zaraz się przekonasz. Tylko trzymaj go dobrze pod rączkami.
Michaś zadrżał całem ciałem, zachwiał się i wygiął niby wątła trzcina, gdy wiatr nią mio-