Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

Nacia szła prosto przed siebie, a ponieważ słońce dogrzewało coraz mocniej, skręciła do lasu, którego ciemna wstęga zarysowała olbrzymie półkole.
Zna tutaj każde drzewo; z zamkniętemi oczyma wskazać by też mogła, w której stronie znajduje się moc orzechów, gdzie na poczekaniu w jesieni wyrastają grzyby, gdzie obfitość poziomek, lub rydzów. Na samym krańcu stoi domek gajowego, dalej zaś ciągną się znaczne przestrzenie lasów książęcych. Ptaki leśne rozśpiewane, jak gdyby brały udział w wielkim koncercie, zagłuszały się wzajem, od czasu do czasu odezwała sie kukułka, dzięcioł obrabiał sosnę, moc wróbli świergotem napełniała powietrze.
Wesołość ptasząt oddziaływała na Nacię coraz widoczniej; robiło jej się w duszy tak błogo i słodko, że rada była śpiewać z niemi i z motylkami się gonić! Biegnąc w podskokach, nuciła piosenkę, lub śmiała się sama do siebie. Coś zaszeleściło w krzakach.... To wiewiórka z drobnem potomstwem umykała do najbliższego drzewa. Nacia zaczęła je gonić — najmniejsza znalazła się już, już prawie w jej rękach, po rozpaczliwym jednak wysiłku dopadła sosny i oto spogląda z wysokości na swoją prześladowczynię.
Rozśmieszona tym widokiem Nacia, podniosła z ziemi jakiś patyk, niby grożąc wiewiór-