Pan Borejko zabrał fornali, oraz wyżlicę Dyanę i wyruszył natychmiast, żonę zaś posłał do dworu, by zaopiekowała się panną Julią. Mania, córka rządcy, panienka ledwie o pół roku starsza od Naci, ale nader poważna i taktowna towarzyszyła ojcu.
Wizyta pani Borejkowej we dworze okazała się dobrodziejstwem — wszyscy bowiem potracili głowy. Kabalska i stara niańka, ochrypnąwszy od ciągłego gadania, siedziały w kącie — jedna pod oknem, druga pod piecem, a panna Julia z zapuchniętemi oczyma błąkała się po całym domu.
Wejście pani Borejkowej powitano z radością. Nauczycielka padła jej na szyję, a klucznica i Janowa chciały znów rozpocząć lament. Energiczna kobieta przerwała go natychmiast.
— Pani Kabalska zarządzi tam pewno jakie jedzenie — rzekła z uśmiechem, — byśmy tę figlarkę zaraz nakarmić mogły, jak tylko się zjawi, Janowę zaś poproszę o opiekę nad moim Kaziem, bo Nastka, rada że wyszłam, zbytkuje tam pewno w kuchni, zamiast siedzieć przy dziecku.
Jak koń ukłuty ostrogą, klucznica z miejsca się porwała i do swoich zatrudnień pobiegła; Janowa też, ucałowawszy rękę pani Borejkowej, wyszła z pokoju. Panna Julia, wzmocniona energią litwinki, przestała płakać i wypiła nawet szklankę kawy, podaną w chwilę później przez chmurną nieco gospodynię.