stało, żeśmy tutaj weszli, z namowy Gucia, naszego brata.
Przy słowach siostry, młodzieniec wystąpił naprzód i zamaszyście się ukłonił.
— Ma pani przed sobą — rzekł — Eugenię Marcię i Gustawa Skrodzkich, kucharz zaś jest moim kolegą i przyjacielem, a zwie się — Felicyan Wolski.
— Niedawno mieszkamy w tych stronach — dorzuciła ciemnowłosa Marta — gdyż ojciec dopiero przed trzema miesiącami objął leśnictwo u książąt.
— A ja jestem Natalia Brzozowiecka, najbliższa sąsiadka, bo las nasz graniczy z książęcym. W jaki jednak sposób, zamiast wrócić do domu, przyszłam tutaj, nie wiem doprawdy.
— W czasie takiej burzy, jak dzisiejsza, można stracić głowę — tłomaczył Gustaw.
Zaturkotało przed chatą. Genia pobiegła do okna.
— Gajowy przyjechał po nas — rzekła do Naci. — Zabierzemy panią, bo trzeba będzie wypocząć i chociaż na parę godzin pójść do łóżka, aby uniknąć choroby.
— Nasza doktorka ma racyę! zawołał Gustaw. To profesor medycyny, przebrany za pannę.
Nacia ani myślała się sprzeciwiać. Ubrano ją, tymczasem chłopcy poprawili siedzenia na długim drabiniastym wozie, przykrytym derkami
Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/33
Ta strona została skorygowana.