— A panicz ratował babę.
— Anioł, nie panicz, szczerze wam mówię, jak on słodko tłomaczył, jak rozpytywał, czy panna, Julia już się dowiedziała — czy kto poszedł do niej z wesołą nowiną.
— A nasza panna — wtrąciła się do rozmowy Magdusia, prawa ręka szafarki, — nasza panna, zamiast duchem gubernantkę przeprosić, roześmiała się i na tem koniec.
— Pilnowałabyś roboty! zgromiła ję szafarka. Pomiędzy państwo nosa nie wścibiaj! Co tam było, to było. Jak wielmożna dziedziczka wróci — sza!! Język za zębami trzymać — takie nasze prawo — rozumiesz? Ja na służbie zęby zjadłam, honor pański znam — dobrze mi wiadomo, co uchodzi, a co nie; sami ze sobą się rozprawią, słudze zaś wara.
Magdusia ani jednem słówkiem nie przerwała uwag szafarki, lecz wysłuchawszy cierpliwie, zabrała jakiś garnek i wyszła, a za nią potoczyła się Kabalska, brzękając kluczami.
∗
∗ ∗ |
Nacia dostała silnej gorączki. — Wezwano doktora, przepisał jakieś bardzo przykre lekarstwo i zalecił spokój.
Trzeba było pójść do łóżka.
W parę dni później, gdy miała się już lepiej, odwiedziły ją córki nadleśnego.