— Ach, pani! będę się starała! zrobię wszystko, poświęcę każdą chwilę!
Mówiła szczerze, a nawet zadanie wcale nie wydało jej się trudnem. Przystępując doń z miłością, liczyła na rezultat jak najpomyślniejszy. Dziecko było wprawdzie rozpieszczone trochę i słabego zdrowia, lecz uosabiało cały świat, całą treść życia tej kobiety pięknej, młodej, a wyrzekającej się już wszystkiego. Dziś panna Julia zlękłaby się takich warunków, przed sześcioma laty zachwycała się wielkością celu.
Wychowam anioła przy udziale takiej matki i jej przykładzie! powiedziała sobie.
Nie traciła czasu — z czystem sumieniem przyznać może, że pracowała i robiła wszystko co do niej należało, a jednak.... Dziewczynka rozwinęła się doskonale pod względem umysłowym — umie dużo i lubi naukę — lecz kocha tylko siebie.
To straszne!
Jak ona dokucza, jakie przykrości wymyśla, jak gnębi każdego, kto według niej jest słabszym! Dziwne doprawdy, że ci poczciwi starzy słudzy, znosząc kaprysy, kochają nawet panienkę, która mogłaby jak jej matka zostać opatrznością wioski i całego otoczenia, a nie chce, czy nie umie. Od czasu wyjazdu pani Brzozowieckiej ani godziny prawie po za lekcyami nie spędza z nauczycielką — wynosi się zaraz do swego pokoju, albo siada na konia, lub wiosłuje — zawsze jednak sama.
Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/46
Ta strona została skorygowana.