Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

Pani Brzozowiecka uchwyciła jej rękę.
— Mogłabyś mi zrobić tak wielką krzywdę — rzekła łagodnie — i wyrzec się dalszej nauki?
Dziewczyna rzuciła się w objęcia zacnej kobiety. Nacia nie śmiała podnieść oczu, a panna Julia sprawiała wrażenie osoby ciężko przygnębionej.
— Oh! droga pani — powtarzała Borejkówna — droga, najlepsza pani, wybacz!
— Uspokój się, dziecko, nie mam ci nic do wybaczenia.
— Rozgniewałam Nacię.
— Córka moja ci ubliżyła i obowiązaną jest przeprosić.
— Nigdy, mamo! nigdy — za nic na świecie! Ona mnie zawsze przeprasza.
— Być może, gdy załatwiałyście sprzeczki pomiędzy sobą. Dziś wobec świadków, ty musisz Manię przeprosić.
— Umarłabym ze wstydu! Ja mam przepraszać pannę Borejkównę — krzyknęła Natalka.
Mania podbiegła do niej, wyciągając rękę.
Daruj, rzekła z wdziękiem, malującym jej łagodny charakter — powinnam była ustąpić. Przepraszam cię serdecznie.
Pogardliwy uśmiech był jedyną odpowiedzią.
Pani Brzozowiecka uściskała Manię, a pan Adam rzekł surowo do siostrzenicy: