Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

Panienka, o półtora roku ledwie starsza od Naci, zamiast śmiać się i trzpiotać, pełniła z całą powagą rolę gospodyni domu. Nie zakłopotana bynajmniej wizytą pana Brzozowieckiego, wydała Kundzi jakieś rozporządzenie, a następnie poprosiła gościa do bawialni.
W kwadrans później zjawił się gospodarz, nadjechała i żona — oboje serdecznością swoją tak zachwycili pana Adama, że przesiedział na folwarku cały wieczór. Próżno też Nacia wypatrywała go w ogrodzie, szukała po całym domu; wróciwszy, poszedł zaraz do siebie i wcale się nie pokazał.
Badany nazajutrz przez silnie zaintrygowaną siostrzenicę, odpowiedział krótko!
— Odwiedziłem Borejków.
— Borejków? — powtórzyła zdziwiona — alboż tam wujcio bywał kiedy?
— Chcę sobie wynagrodzić i teraz często bywać u nich będę.
— Nudni ludzie! Ona tylko o kurach rozprawia, a on o uprawie pól.
— Przedmioty bardzo zajmujące dla nas.
— Wujaszek żartuje....
— Bynajmniej. Wszak jesteśmy dziećmi rolników. Posiadamy ziemię, cały nasz byt pochodzi z roli, wszystko więc, co dotyczy gospodarstwa, interesować nas powinno. Śmiejesz się, że pani Borejkowa mówi o kurach, a czy zastanowiłaś się kiedy, że hodowla tych pożytecznych