Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

— Gdyby próżnowania, byłyby podług ciebie godniejsze szacunku.
— Mam przyjaźnić się ze swaczkami? Ślicznie dziękuję! wolę nasze obywatelskie panienki.
— Nadewszystko zaś pannę Emilię, która daje ci lekcye grymasów i wymagań.
— Wujaszku!
— Przecież Stasia i Frania Borskie, albo Hela Rosłońska nie cieszą się twoją sympatyą. Za mądre, powiadasz, pszczelarki, mleczarki i ogrodniczki, a tamta myśląca jedynie o sukni i kapeluszu, to dopiero doskonałość!
Rozmowę przerwało wejście Ignacego, który oznajmił obiad. Nacia nie odezwała się już ani jednem słowem, lecz nachmurzona weszła do jadalni. Przez cały czas obiadu nie spojrzała na „wujaszka,“ za karę, że stał się teraz niegrzeczny i ciągle mówi impertynencye.
Tak zwany „bal“ nastręczył mnóstwo poważnych kwestyj: jak się uczesać, który wziąć wachlarz z pomiędzy darowanych przez wuja, czy przybrać głowę kwiatami i t. p. Rozstrzygając je w myśli na rozmaity sposób, zwłaszcza wieczorem w wigilię balu, Nacia później bardzo źle spała, rano zaś panna Julia musiała ją budzić kilka razy.
Dzień, oczekiwany z takiem upragnieniem, przyniósł Naci nowe troski. Zamiast loków, co wydawało się konieczne, mama uplotła warkocz