— Uspokój się Józiu — rzekła z prawdziwie macierzyńską czułością. Na jesieni wszyscy pojedziemy do Majdanu, odwiedzić tatusia i Waculka. Zobaczysz, jak Burek będzie się cieszył, sroczka zaskrzeczy....
Dziecię wybuchnęło srebrzystym śmiechem.
— Sroczka nie skrzeczy! Co też pani powiada? Moja Sroczka jest pieskiem i umie szczekać, tak samo jak Burek.
— Przez ten czas lepiej się nauczy.
— Już mnie doskonale, chociaż tak mała — o tyciuchna — dodała Józia, mierząc wielkość suki na swojej rączce.
— Dlaczego jej nie zabrałaś?
Drobne usteczka wydęły się w komiczny sposób, powieki poczerwieniały i zaczęły gwałtownie mrugać
— Bo.... bo.... wybuchnęło dziecię, niezdolne powstrzymać łkania — bo — ona ma tam mamę!
— A ty tu znajdziesz dwie, najmilszy aniołku! zawołała panna Julia, tuląc Józię. Chciej tylko nas kochać.
Pod wpływem serdecznego obejścia, Józia uspokoiła się powoli i wypiwszy herbatę, zasnęła na krześle.
Ułożono ją na sofie w pokoju nauczycielki, której Wacio polecał siostrzyczkę, dziękując za dobroć w pierwszych chwilach okazaną.