Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

Niespodzianie przyjacielski stosunek dwóch dziewcząt uległ rozprężeniu. Nacia zaczęła unikać towarzystwa małej, pytania ją nudziły, śmiech doprowadzał do gniewu. Józia, nie rozumiejąc powodów złego humoru, goniła jeszcze Natalkę, drobnemi przysługami starała się o względy, usiłowała ją rozśmieszyć i zabawić.
Napróżno jednak!
Raz, gdy po długiem szukaniu, znalazłszy kuzynkę, rzuciła się jej na szyję, spotkała ją odprawa.
— Idź precz, nudny bębnie!
Zrozumiawszy w końcu, że należy trzymać się zdaleka, Józia biegła jednak z ochotą na każde zawołanie.
— Tak samo jak piesek — szydziła w duchu Nacia. Wołam: precz! odchodzi, pójdź tu! biegnie co siły. Śmieszne stworzenie!
Raz, w niedzielę, po powrocie z sumy odbyła się pomiędzy panienkami utarczka poważniejsza. Nacia miała długo na czole chmurę gniewu czy żalu, Józia sprawiała wrażenie osóbki mocno zajętej jakąś myślą. O co im poszło, nikt nie wiedział, gdyż Natalka, lubiąca kwestye sporne załatwiać na cztery oczy, znalazła sposobność ukrycia się przed panną Julią.
Przez cały czas obiadu Józia, w jak najlepszym humorze, częściej niż zazwyczaj spoglądała na ciotkę. Znać było, że chce wystąpić