z prośbą, waha się jednak czy wstydzi. Przezwyciężyła nieśmiałość, już prawie w ostatniej chwili, gdy obiad się skończył, a pani Brzozowiecka krajała resztki mięsa dla ulubionych kotów.
— Ciotuniu — rzekła z uroczystą minką — chciałabym mieć koniecznie jakie zatrudnienie....
— Chciałabyś mieć zatrudnienie? powtórzyła pani Brzozowiecka. Jeszcze mało lekcyj i biegania?
— To swoją drogą, ciociu, a zatrudnienie swoją.
— Nie rozumiem doprawdy.
— Ciocia nie rozumie? Ależ.... ja nic nie robię tutaj.
— Cóżbyś ty robić mogła?
— Wszystko, co ciocia każe.
— A jeśli nie każę.
— Ach! bardzo proszę, ciociu! zawołała błagalnie. Bardzo proszę....
Pani Brzozowiecka uczuła się zakłopotaną żądaniem Józi.
— Powiedz — rzekła wreszcie — jakiego chcesz zatrudnienia?
— Ja — ja — nie wiem.
Po chwili oczy jej błysnęły i biorąc talerz z rąk pani Brzozowieckiej, zawoła z tryumfem.
— Będę przyrządzała obiad Milusiowi i Mruczkowi.
Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/85
Ta strona została skorygowana.