Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

niej umyłam parę roślin w pokoju, a było ich u nas dużo, bo ciocia lubi kwiaty.... Nie wiem, dodała z żalem, kto teraz o nich pamięta.
— A obiad? a kolacya? — wołano.
— Oho! na obiad trudniej zarobić, bo więcej kosztuje. Łuskałam groch, czasem ciocia kazała wysypywać makówki, zrywać maliny, agrest, porzeczki, porządkować nasiona. Zimą najczęściej zwijałam bawełnę.
— I tak codzień.
— Codzień. Dopiero tutaj nikt mi zarabiać nie kazał i jadłam darmo.... ale kiedy Nacia przypomniała, prosiłam cioci, żeby mi chociaż pozwoliła służyć Milusiowi, Mruczkowi i kanarkom.
Wszyscy mieli łzy w oczach.
Pani Brzozowiecka, wzruszona głęboko naiwnem wyznaniem, przytuliła do piersi małą pracownicę.
A Natalka?
Nie wyszła ze swego pokoju, aż goście się rozjechali.