Nazajutrz odbyła się długa rozmowa pomiędzy matką a Nacią.
— Sprawiłaś mi już wiele przykrości niegodnem traktowaniem osób, które Bóg wie dlaczego za niższe od siebie uważasz — mówiła między innemi pani Brzozowiecka. Sądzisz, że nie widzę udręczeń panny Julii — że wyszła mi z pamięci scena z Manią? Przypuszczałam jednak, że to dziecię tak blizkie, bo przecież nasze, a przytem z gruntu poczciwe, nie dostarczy ci okazyi do znęcania. Byłam prawie pewna, że pokochałaś Józię, bo niema zresztą w całym domu nikogo, ktoby jej nie kochał.
— Ja przecież nic jej złego nie zrobiłam.
— Wymówić komu dach nad głową i łyżkę strawy, to nic, twojem zdaniem!
— Dzieciak nie zrozumiał!
— To łaska Boga! Całe szczęście, że Józia wychowana w pracy, już w tak młodym