Strona:Karolina Szaniawska - Nacia.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

Nacia przestraszona podbiegła do leżącej i spotkała się oko w oko z panią Brzozowiecką.
— Co tu się stało?
Zamiast wyznać prawdę, krzyknęła.
— Ten dzieciak zawsze mnie złości! Przyjechała tutaj na moje nieszczęście, na moje utrapienie!
Józia, z guzem nad skronią, blada jeszcze ze strachu, lecz uśmiechnięta, powstała żywo i objęła szyję ciotki, wołając:
— Uspokój się ciotuchno, widzisz przecie, że jestem zdrowa!
Pani Brzozowiecka ściskała ją ze wzruszeniem, a później rzekła do córki:
— Zejdź mi z oczu!