Strona:Karolina Szaniawska - Ostatni wtorek.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.


OSTATNI WTOREK
przez
Karolinę Szaniawską.

Śnieg, który padał przez ubiegłą noc do rana, pokrył ziemię puszystym kobiercem. Długie szeregi ulic, wczoraj jeszcze szare i brudne, ustroiły się świątecznie, w dziewiczą szatę niezrównanej białości, po której, parostopniowy przymrozek rozsypał moc brylantów, a jasny promień południowego słońca, rozbudził wszystkie barwy tęczy.
Dzień był prześliczny. Nie tracono go też napróżno. Tłumy spacerujących snuły się po ulicach, rumiane twarzyczki malców, którym ostra zima tak rzadko pozwala użyć świeżego powietrza, jaśniały zadowoleniem. A ileż ich tam było w każdych sankach... Zdało się, że cały zastęp Murillowskich aniołków zstąpił na ten mizerny padół płaczu i w największem ożywieniu rozkoszuje się przyjemnościami zimy. Odgłos dzwonków nie ustawał, a nawet wzmógł się jeszcze, o ile to było możliwem, za nadejściem zmroku. Białe aniołki posilały się pewnie, spowiadając z wrażeń po rozkosznej przejażdzce, aby za chwilę utonąć w objęciach... poduszek; a na ulicach gwar wzrastał, życie wrzało w całej pełni.