Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

gdziekolwiek; ponieważ długo jeszcze na nią trzeba czekać — sprzedam.
Ostatnie słowo, dodane głosem drżącym, padło pomiędzy nas jak piorun. Marcysia zapłakała.
— Tak — sprzedam, kończył majster, chociaż bardzo mi przykro handlować niemi. Myślałem porozdawać znajomym, lecz mogłyby trafić gorzej, niż u nas... Albo ja wiem, co kto ma w sercu: dobroć czy srogość? Tymczasem kupujący ptaki lubią je, bezwątpienia, a lubiąc nie skrzywdzą... przytem... będę uważał po ludziach — oddam ptaki jedynie ludziom uczciwym.
To powiedziawszy, Musiałek uściskał córeczki prawie skamieniałe ze wzruszenia.
W naszem kółku strach powstał. Makolągwa i szczyglica zaczęły świergotać tak głośno, że aż Franek trącił Adama, szepcząc?
— Czyżby rozumiały, biedaki?
Lilli płakała, że się rozejdziemy.
— Gdyby nas chociaż wziął kto razem, kwiliła żałośnie, ale najpewniej nas rozdzielą, umieszczą osobno.
— Biedni my też — biedni!..