— Zazdroszczę tamtym, których niema! świergotała Flu.
— I ja również.
— Przestańcie wzdychać, rzekł tatuś — nic nie pomoże. Szewc krzywdy nam nie zrobi i obmyśli wszystko jak najlepiej.
— Co tam obmyślenie! przerwała makolągwa. — Kto kupuje, nie będzie pytał. Zginęliśmy, moi drodzy.
— Tak, tak, zginęliśmy.
Szczyglica wzięła na odwagę.
— Eh, moi kochani, zawołała, jeszcze nic straconego przecież. Możemy się dostać w dobre ręce, po dwoje razem, nawet po kilkoro. Zresztą — nie uduszą nas, ani zjedzą, jak tamtych.
— Mądra dopiero! gniewał się czyżyk — byle jej nie zjedli, o resztę spokojna.
— Dosyć się namartwiłam po moim nieboszczyku.
— Tak, dodał czyżyk — ciągle krzyczałaś, aż nam wszystkim głowy puchły, ale zmartwienia nie widziałem.
— To kłamca! obruszyła się szczyglica — jak śmiesz mówić!
— Przestańcie, rzekł tatuś. Rozprószymy się niebawem, kto wie, czy spot-
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/102
Ta strona została skorygowana.