Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— Co panna mówi? nic nie żądamy, odparł gospodarz.
— Bardzo przepraszam! zawołała panna Kazia, ująwszy się pod boki — to mi dopiero interes!... Mój pan nie pierwszy lepszy, żeby od kogo prezenty przyjmował!
— Nie myślimy dawać.
Wyłupiaste oczy panny Kazi zrobiły się jeszcze okrąglejsze ze zdumienia.
— Po cóż ja tu przyszłam? krzyknęła ostro.
— Nie wiem — chyba dla władnej przyjemności.
— Mój panie, kłóciła się Kazia, co pan wygaduje, także mi przyjemność!... przyszłam, bo kazali — na karcie było wyraźnie, a teraz pan nie sprzeda?
— Nie.
— Dlaczego?
— Papugi nie mam.
— Nie ma pan papugi?... Trzeba było powiedzieć odrazu.
— Gdyby panienka pytała, byłbym powiedział, że są czyżyki, szczygły i makolągwy; tymczasem musiałem wysłuchać o papudze.
— Szczygły! czyżyki! dopiero osobliwość!.. Toż pełne lasy tego drobiazgu —