Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

tają, tylko świergoczą, jak je ponakręcam.
— Moich zupełnie nakręcać nie trzeba, odparł szewc; latają i śpiewają same.
— Proszę je pokazać, mój panie kochany, bardzo proszę.
— Zaczekaj, Luniu, rzekła babcia, dowiemy się naprzód, jakie ten pan ma ptaszki.
— Są szczygły, czyże i makolągwy.
— Makolągwy! zawołało dziecko — znam bajkę o makolągwie, co zniosła cztery pstre jajeczka, potem siedziała, siedziała — aż wysiedziała cztery ptaszki.
— U mnie jest właśnie taka, odpowiedział szewc.
— Taka sama? zupełnie taka? pytał Lunio. Ach, babciu, ja chcę mieć makolągwę z pisklętami.
Świergotliwa samiczka znalazła się pod ręką, usnęła bowiem w klatce, gdy mrok zapadł, a teraz, przebudzona, słuchała rozmowy gospodarza z chłopcem.
— O! o! jak ogonkiem kręci! wołał chłopczyk, tupiąc nóżkami, jak rusza ogonkiem! Zapewne umie latać.
— Tegoby nie umiała!
— Powiedział pan, że ma dzieci.
— Tak, jest parka i czworo mło-