chwili, groziło nam rozłączenie. Lecz nasz opiekun był bardzo dobry, nie chciał swoich wychowańców rozpraszać, to też odmawiał takim, którzy pragnęli kupić jednego ptaszka.
— Najmniej dwoje razem, odpowiadał krótko. Pojedyńczych sztuk nie sprzedam. Wychowana w gromadzie, ptaszyna zatęskniłaby się na śmierć.
A jak on badał każdego, jak wypytywał!..
Chciano, naprzyklad, wziąć Lilli, moją drogą, poczciwą Lilli do czyżyka zupełnie obcego.
— A cóż się stało z poprzednią czyżyczką? pytał szewc.
— Konieczna panu ta wiadomość?
— Tak, radbym wiedzieć.
— W jakim celu?
— Jestem ciekawy.
— Mój panie, to rzeczy bardzo zwykłe. Czyżyk jest większy, mocniejszy, zaczęli się kiedyś bić... tak śmiesznie się bili, z taką zawziętością... Potem — czyżyczka chorowała, nie jadła...
— Wiedziałem naprzód.
— Bagatela! trafia się to codzień pomiędzy ptakami, u nas też nie pierwsze.
— Aha! nie pierwsze, hm!
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/113
Ta strona została skorygowana.