Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Ukazała się gospodyni i podała zaraz dwa dziwne naczynia. Dziecko siadłszy na krześle, pod oknem, włożyło je na nogi.
— Dobre?
— Doskonałe! nic a nic nie cisną; wygodne bardzo. Dziękuję pani majstrowej.
Tupiąc nóżkami, wybiegła uszczęśliwiona, zostawiwszy na stole parę brudnych, zmiętych szmatek. Gospodyni wzięła je ze stołu i schowała do kieszeni. Mój gospodarz ubierał ludziom nogi, zwano go za to szewcem, Musiałkiem. Do takich wiadomości przyszedłem zwolna i rozumiałem niewiele.
Opodal naszego gniazdka, umieszczonego na piecu, znajdowała się gromada różnych ptasząt. Tuż przy mojej mateczce, która tuliła skrzydełkami mnie i dwóch braciszków, siedziała druga, również troskliwa mamusia, ale piskląt jeszcze nie było. Dopiero miały się wykłuć z jajek. Dalej znowu przysiadła czwórka mądrych szczyglątek, świergoczących bez wytchnienia.
Ponieważ byłem malutki i niedołężny, musiałem ciągle siedzieć w klatce; to samo robili moi braciszkowie. Mama