ja, nie wiedząc dokąd dążę, poleciałem za nią ku drzwiom otwartym... Na poduszkach białych jak śnieg, leżała dziewczynka blada i mizerna, a tak śliczna, taka miła, że na jej widok zacząłem śpiewać najpiękniejszą piosnkę.
Dziewczynka była uszczęśliwiona.
— Ach, Tadziulku, ach, Romciu! wołała radośnie — jakie wesołe ptaszki, jak pięknie śpiewają! Zkąd wam przyszło na myśl zrobić mi tę niespodziankę?
— Naradzaliśmy się oddawna, czem cię rozweselić, rzekł starszy braciszek, lecz dobry pomysł nie przychodzi na zawołanie. Pomógł nam przypadek.
— Jaki przypadek?
— Dowiedzieliśmy się o ptakach od Gucia.
— Kiedy?
— Byliśmy tam niedawno.
— Po co przypominać! ona pamięta. Gdyśmy wychodzili, spojrzała z tak żałosną minką, że ledwiem nie zapłakał.
— Co znowu? broniła się chora — ja bardzo pragnęłam, byście poszli.
— Jeszcze na schodach, Romek mówił do mnie! słuchaj, Tadziu, może lepiej wrócić?