Przeszedł wieczór, który nam tyle obiecywał: Kocia leżała smutna, Tadzio i Romek zajęli się nauką, Józefowa siedziała w kuchni. Doktór wybadał chorą bardzo troskliwie, zmierzył od stopy do ramienia, czego dotąd nie robił i razem z tatusiem wyszedł.
Gawędzili długo w sąsiednim pokoju; mama czytała Koci zajmujące przygody trzech białych myszek. Nazajutrz przyniesiono jakieś narzędzie. Józefowa chwyciła się za głowę i uciekła z krzykiem.
— Patrz, świergotała Lilli — nowe nieszczęście...
— Nie wyrzekaj, wszak nic nie wiemy, pocieszałem, a sam byłem w strachu.
Czy operacja? czy znów ból czeka to biedactwo?..
— Moja córusia ładnie się ubierze i sama wyjdzie do wujaszka, rzekł tatuś.
— Ach, ja się boję!
— Bądź spokojna, wszystko pójdzie jak najlepiej — zobaczysz.
Kocia przestała się opierać, lecz gdy tatko ją uniósł i spuścił na ziemię, wybuchnęła płaczem. Doktór znajdujący się blizko, wsunął jej spiesznie pod ramiona dwie silne podpory.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/147
Ta strona została skorygowana.