Sami rozumiecie; że w takich wygodach, mam teraz inne wymagania. A dzieci! oho! moje dzieci ani podobne! zmądrzały i wyprzystojniały niesłychanie. Muszę dodać, że jesteśmy na letniem mieszkaniu; — zielono tam, listki już się rozwinęły, a jaka moc wróbli!
— Bardzo lubię wróble.
— Nie ma za co. Żebraki i rabusie, moja kochana, nie pozwalam dzieciom wdawać się z niemi.
— Ciotuniu, to nasi braciszkowie!
Makolągwa ćwierknęła ze złością i chciała coś odpowiedzieć, gdy wszedł chłopczyk, a za nim pies jakiś ogromny wpadł, machając ogonem.
— Medor, wołał chłopczyk — nie znasz czyżyków? chodź, zaraz ci je pokażę.
Lilli, którą już w rękach trzymał, uciekła, Medor dobył głosu, czem nas przeraził. Chowaliśmy się po kątach; — Medor skakał podbudzany przez Lunia, skaczącego również; makolągwa siedziała na dawnem miejscu i podnosiła w górę łebek. Dość, gdyby zawołała:
— Uspokójcie się, nie uciekajcie!
Ocaliłaby nas tem słowem. Przypuszczam, że sama nie wiedziała, co ro-
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/152
Ta strona została skorygowana.