bić. Oprzytomniałem trochę, gdy z drugiego pokoju doleciał mnie głos Tadzia:
— Muszę zobaczyć, co się tam dzieje; Medor szczeka, a Luniek zanadto wesoły.
Jednocześnie ktoś drzwi otworzył. Wpadła w nie obłąkana ze strachu Lilli, ja też ledwie dysząc, rzuciłem się do rąk chłopczyka.
— Luniu, zawołał Tadzio — co wyprawiasz? gdzie jest drugi ptaszek?.. ten biedak strasznie wylękniony, tak mu serce bije!
Tulił mnie do twarzy, głaszcząc i pieszcząc uspokajał. Przymknąłem powieki; — rzeczywiście trzeba mi było chociaż chwilowego odpoczynku; — miałem ochotę zasnąć, gdy w przyległym pokoju zrobiło się zamięszanie, powstał gwar i krzyki:
— Pomóżcie, ach, pomóżcie! ratujcie biedną!
— Prędzej, prędzej!
— Kiedy jest wysoko — nie mogę dosięgnąć!
— Postawcie krzesło, niech wejdzie — inaczej nie sposób.
Tadzio ze mną razem do pokoju się rzucił.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/153
Ta strona została skorygowana.