Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

— Co to? zawołał, puszczając mnie z rąk.
— Nieszczęście, wypadek! ach, ratuj, Tadziulku! krzyknęła Kocia i, zapominając o kulach, które z hałasem upadły na ziemię, przybiegła do brata.
— Patrz, ona zginie, ona się zabije!
— Kto? gdzie? pytał chłopczyk.
Zamiast czekać, aż Kocia wyjaśni Tadziowi, co tak wszystkich przeraziło, że biegają, krzyczą, łamią dłonie, a Romek na stole po krzesełku w górę się skrada — frunąłem...
Zaczepiona nóżką o ogniwo łańcucha lampy, szamotała się Lilli. Krew płynęła obficie, moja przyjaciołka świergotała żałosnym głosem:
— Jaki ból, ach, nie wytrzymam!
— Cierpliwości, szepnąłem, pochylając się nad nią — ten dobry chłopczyk cię uwolni. Boże, ach, Boże, byle prędzej, byle mógł ręką dostać.
— O, co za ból! ratunku!
W tejże chwili Romek biedaczkę pochwycił i, ostrożnie, naprzód z krzesełka, potem ze stołu spuścił się na ziemię. Józefowa oblała Lilli zimną wodą — krew przestała płynąć; wówczas dopiero zobaczyli, że nóżka jest złamana