przy samem zgięciu. Biedna Lilli trzęsła się i wyrywała, gdy Tadzio chciał złamanie ścisnąć bandażem.
— Zestawię, pytał — może się zrośnie — co, mamusiu?
— Owszem, próbuj.
Bandaże okazały się za szerokie, zmniejszyła je mama; gdy Tadzio, mimo chęci najgorętszych, nie mógł nic zrobić, wzięła się do opatrunku. Lilli nie przeszkadzała już teraz — pojęła o co idzie, lub może straciła przytomność.
— Zamęczy się, biedaczka, wzdychałem rozżalony. Droga Lilli, gdybym mógł ci dopomódz.
— Oj, cierpię strasznie.
— Dajcie ptaszynie pokój, rzekł tatuś, który na tę chwilę wrócił z miasta i przyszedł zobaczyć, co się stało. Złamała nóżkę — na to nie ma rady.
— Ojczuniu, chcemy jej pomódz.
— Zostawcie tę sprawę naturze. Patrz, nóżka ledwie się trzyma, czy możesz sobie wyobrazić, że zrośnięcie jest prawdopodobne?
— A więc cóż? pytały dzieci.
— Mojem zdaniem, najlepiej odciąć ją natychmiast.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/155
Ta strona została skorygowana.