Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

Już jej wilczek nie dogoni! wtórowały dzieci. Ile tam było uciechy, że owieczka nie zginęła! — rumiane buziaki jaśniały radością, Jednonóżka nie mogła im się napatrzyć.
Kataryniarz odszedł, dzieci śpiewały dalej — niańka zaczynała coraz inną piosnkę, a wszystkie bardzo ładne. Pierwsza jednak, o wilku, podobała mi się najbardziej i dlatego utkwiła w pamięci.
Gdy balkon opustoszał, zajęliśmy się znów ulicą, która wrzała ciągle. Widziałem dziewczynki z lalkami, mało co mniejszemi od nich samych, pieski jadące w powozach i rozmaite osobliwości. Wreszcie już chciałem zasnąć; — ktoś wpadł na balkon i krzyknął mi nad uchem.
— Trzymają czyże w klatce? pierwszy raz widzę coś podobnego.
— Cicho, Antoś....
— Paradne! paradne!
— Przestań, bardzo cię proszę.
— Że jesteś wesoły, wiem nie od dzisiaj, rzekł Romek, ale wytłomacz, co jest w tem śmiesznego, że trzymamy czyżyki w klatce? Okno otwarte, wyle-