ciałyby na ulicę — kto mógłby ich dopilnować?
Antoś milczał — spojrzałem na niego.
Krępy był, rumiany, wyższy od Tadzia — wesołość biła mu z oczu i z całej twarzy. Za nim stał drugi chłopczyk i patrzył w ziemię, jak gdyby się wstydził.
— Tadzio ma słuszność, rzekł — wytłomacz się, Antosiu — może nas wszystkich rozweselisz.
— Trudno, odparł grubasek, gdyż albo udajecie, albo nie macie wyobrażenia o niczem. Cobyście też powiedzieli, gdybym w tym pokoju chował prosiątko?
— Przestań — upominał Józio, mówmy o czem innem.
— Pozwól mu, niech kończy — ciekawy jestem do czego zmierza, odezwał się Romek.
— I ja, dodał Tadzio.
— Taka wspaniała klatka — w niej czyżyki!.. jeśli to nie zabawne, to już nie wiem.
— No, no, dziwił się Romek.
— Kto tak paradnie czyże utrzymuje? to śmieci!
— Przepraszam, zawołała nasza droga opiekunka, czyżyki śmieciami nie
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/162
Ta strona została skorygowana.