Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

są — dostałam je od braciszków i kocham serdecznie.
— Jeżeli tak, rzekł Antoś — daruj, kochana Kociu...
— Muszę ci jeszcze powiedzieć, że to ptaszki bardzo rozumne; gdy byłam chora i smutna, pocieszały mnie figlami, śpiewem, a umiały wybrać chwilę odpowiednią. Ile razy się zamyśliłam — już, już mam płakać — czyżyk wyśpiewuje, czyżyczka ciągnie za rękaw, to mnie bawi, rozśmiesza i zapominam o płaczu.
— Ty zawsze z czemś się wyrwiesz, karcił Józio brata. Daruj mu, Kociu.
— Bądź spokojny, rzekł Romek — nasza siostrzyczka jest wyrozumiała — dąsać się nie umie.
— Przedewszystkiem trzeba ztąd zabrać ptaki. Antosiu, mój kuzynku, wynieś je do pokoju sypialnego.
Chłopak wypełnił żądanie Koci z taką ostrożnością, jak gdyby lękał się nas uszkodzić i ani jedna kropla wody nie padła na podłogę, chociaż mieliśmy jej pełno w łazience.
— Bo widzisz, tłomaczyła nasza dobra pani — te biedactwa rano wstają, usnęłyby już pewno, lecz na ulicy tyle gwaru...