— Pełną szklankę! prawda, że bardzo dużo.
Wszyscy się śmieli, a tatuś dodał:
— Drugim razem było jednak więcej.
— Znacznie więcej, bo tyś mi pomagał, chcąc mnie uwolnić od żarcików całego towarzystwa. Uzbieraliśmy we dwoje blizko trzy kwarty.
— Chyba mamusia nie zjadła przytem ani jednej jagódki? wypytywała Kocia.
— Nie pamiętam — wiem tylko, że mój postęp zyskał uznanie. Wszyscy go podziwiali, nikt nie żartował.
— Nie wiedzieli o pomocniku?
— Udawali, że nie wiedzą.
— Zobaczy mamusia, ile ja nazbieram.
— Pomożemy — co? dobrze, Kociu? pytali chłopcy.
— Dziękuję — już ja sama... Tylko nie wiem, czy znajdę takie miejsca, gdzie poziomki rosną; — w dużym lesie mogę nie trafić do nich.
— Nauczysz się, upewniali chłopcy; zdaleka się czerwienią, co, zwłaszcza po rosie, prześlicznie wygląda.
— Zupełnie jak koraliki, dodał Tadzio.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/167
Ta strona została skorygowana.