— Prawda, macie słuszność, kochana nianiu. Nigdzie się nie wyprowadzam — to chłopcy tak mi głowę zaplątali. Jestem u mamusi i tatunia, a Józefowa przy nas.
— Dzieciątko moje, rzekła Józefowa, głaszcząc jasną główkę Koci — na kraj świata poszłabym z tobą.
— Tymczasem wszyscy jedziemy do Mościc! zawołał Tadzio — Wiwat! niech żyją Mościce!
— Niech żyją! i ja to powiem. Drugich takich ze świecą szukać, tylko ptasiego mleka brakuje tam ludziom: — są pszczółki i ryby i grzyby, ziarna dostatek, a dla inwentarza łąki i pastwiska.
— Co to inwentarz, nianiu?
— Koniki, bydełko, gadzina kartoflami żyjąca...
— Gadzina?.. tego nie znam.
— Toż świnka, prosiątko — najmilsze stworzenia, jakie są na świecie.
— Najmilsze?.. nianiu, nianiu, coście powiedzieli! Cóż miłego jest w świnkach?
— Sto razy wolę konie, rzekł Romek.
— Ja psy, dorzucił Tadzio.
— A ja ptaszki, moje czyżyki drogie! zawołała Kocia.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/172
Ta strona została skorygowana.