Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

wej, — wszak nad nami płacze i o nas się troszczy.
Lilli uspokoiła mnie trochę, lecz śpiewać nie mogłem; wkrótce też wieczór nadszedł; było cicho, nawet światła nie zapalili — usnąłem. Nazajutrz Kocia zrobiła naradę z chłopcami.
— Masz rację, mówił Antoś — nie wiadomo, czy taka opieka będzie dostateczną, czy stróżowa ich dopilnuje codzień. Może zapomnieć, zachorować, albo jej wypadnie większa robota u lokatorów.
— Straciłam zupełnie chęć do wyjazdu.
— To pięknie! zawołał Józio — najmniejsza przeszkoda zniechęca cię zaraz. Tyle słyszałem o twojej cierpliwości i rozsądku, a tymczasem widzę...
Kocia miała ochotę płakać.
— Siostrzyczko, zawołał chłopczyk — zrobiłem ci przykrość! Daruj, nie chciałem; naprawdę — to mimowolnie, daruj, Kociuniu.
Uściskali się serdecznie na zgodę.
— Tylko nie mów, że nie masz chęci do nas jechać — można przecież pogodzić jedno z drugiem.
— Jakto, Józiu?