Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

— Józieczku, wiedziałam, żeś dobry, ale tak bardzo chcesz się dla mnie trudzić...
— Co ty myślisz? — W wagonie towarowym pojadę z cielętami, gdy trzeba będzie. Masz cielęta? dawaj, przekonam cię, że ich dopilnuję.
— Nie mam cieląt, odparła z uśmiechem dziewczynka. Mam tylko ptaszki.
— I oddajesz mi ten skarb pod opiekę?
— Oddaję, drogi Józieczku. Mamo, zawołała biegnąc do pani, która ukazała się we drzwiach pokoju stołowego, kochana mamo, pozwól wziąć z sobą ptaszki do Mościc.
— Czy dobrze się zastanowiłaś, Kuciu? odparła mama. Kłopot w drodze...
— Józio przyrzeka pamiętać o nich.
— Tak, ciociu, potwierdził chłopczyk — zrobię to z przyjemnością.
— W Mościcach drugi kłopot, jeszcze gorszy, bo ciągły.
— U nas ciociu nikomu przeszkadzać nie będą.
— Ale pewno tam macie całą kopę psów i kotów?
— Na folwarku jest ich dosyć — we dworze tylko dwa wyżły i jeden kociak.