Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

— Tak; nie odstąpię, bo przyrzekłem. Teraz do sali je zaniosę, a potem, w wagonie dobrze umieszczę: będą spały, jak na Chmielnej.
Prawdę powiedział Józio: miejsce było doskonałe, lecz krzyk jakiś straszny tak przeraził mnie i Jednonóżkę, że nie mogliśmy się uspokoić. Józio zakrył uszy rękami, Józefowa krzyknęła, a Kocia rzekła z uśmiechem:
— Oj! oj! ogłuchnę!
— Bogu dzięki, już jedziemy, cieszyła się Józefowa; — pola, łąki, lasy jeno śmigają — człowiekby przysiągł, że zerwały się i lecą... Chryste! aż w głowie huczy... strach, żeby panieneczka nie zasłabła.
— Nie zasłabnę, nianiu, odparła Kocia. Jeżdżę koleją dosyć często i przywykłam.
— Człowiekowi też nie pierwszyzna, ale migocze i migocze, az w oczach łzy stają.
Jechaliśmy coraz prędzej, klatka podskakiwała, my również; — Antoś i Józio zajęli się czytaniem, Kocia mrużyła oczy, gdy Józefowa krzyknęła gwałtownie:
— Bocian! bociek!