Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

kaszlać zaczął; — nie myśleliśmy, że jest co złego w tem kaszlaniu... każdemu się zdarza, przestaje i nic. Maciuś nie przestał.... Na pastwisku febra go wzięła; — rano wrócił blady, trząsł się, oczy miał szkliste, wielkie... Potem robiły się one coraz większe, twarz czasami była rumiana, to znowu blada i chudła bardzo... chudł też cały — niknął.
— Niknął? powtórzyła ze zdziwieniem Kocia — niknął, nianiusiu?
— Zrobił się taki drobny i leciutki, żem go poniosła do doktora przeszło dwie mile, i za rocznego dzieciaka nie zaciężył. Ale kiedy doktór mi powiedział, że rady nie ma, z powrotem ledwie go do domu przydźwigałam. To nie on był ciężki, nie Maciuś — tylko mój żal, mój ból siadł mi na sercu, jak kamień.
Umilkła — dzieci nie spuszczały z niej oczu. — Jednonóżka zaświergotała żałośnie, Kocia przytuliła się do starej niańki, wzruszona bardzo. Nawet Antoś miał minę poważną.
— Przyniosłam ci go, mówiła dalej Józefowa, na czystej pościeli ułożyłam i zaczęłam wojować z chorobą.
— Oh, nianiu!