— Wojowałam w dzień i w nocy, czem mogłam: kąpielami, to naparzaniem, to smarowaniem — Bóg wie, czem jeszcze.... Nieraz tchu nie czułam, ale mówiłam sobie: może to, może tamto, trzeba próbować. Czasem nadało, czasem nie nadało ani trochę... Maciuś kaszlał — pod wieczór robił się czerwony, i prędko a bardzo cicho do siebie gadał. Przykrzyła mu się zima, narzekał, że doktór nie daje mu wychodzić; — onby i wyjść nie mógł, tylko chociaż na próg, chociaż w sadku na trawie się wyciągnąć, w cieple, żeby go słonko przygrzało.
— Znajomi chłopcy nie odwiedzali Maciusia? zapytał Józio. Rozerwałby się przecież trochę i zabawił.
— Przychodzili czasem, odparła, kiwając głową; — co mu z tego!.. ani mógł mówić, pośmiać się, pożartować — głos całkiem stracił. Tylko ja dosłyszeć mogłam — ojciec ledwie go rozumiał i to nie wszystko. Ale chudziątko moje było cierpliwe. Poczekaj, matusiu, mówił — niech nadejdzie wiosna... ciepło mnie przeniknie, zdrów będę odrazu. Od czego kaszel? z zimna — gdy zimna nie ma, nie ma i kaszlu.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/186
Ta strona została skorygowana.