Cieszył się, w ręce klaskał, twarz mu poczerwieniała, oczy błyszczały jak dwa węgle. Mój przy onem gnieździe długo majstrował — chciał dzieciakowi dogodzić. — Maciuś patrzył i patrzył, — raz wraz mnie wołał i dogadywał.
— Zobaczy matusia — u Kowalików nie obsiądą, jeno u nas — już ja wiem, na pewno. A jak obsiądą, szczęście nam przyniosą, wielkie szczęście, zobaczy matusia!
Raźniej mi było, kiedy tak mówił; — zaczęłam się modlić do Boga miłosiernego i do Panienki Najświętszej, żeby mi ono szczęście w dzieciaku umieścili... ani w dobytku, ani w urodzajach, tylko w tem chudziątku ostatniem!... Co noc w alkierzu padałam jak długa, czołem o ziemię tłukłam i prosiłam. Aby modlitwa była skuteczniejsza, pościłam trzy dni z rzędu, łyżki jadła do ust nie biorąc, tylko chleb i wodę.
Tymczasem wiosna nie nadchodziła. Naprzód niby sfolgowało trochę, potem wziął znowu mróz silny, małe szybki lodem przykrył i widok zasłonił.
Cniło się Maciusiowi — posmutniał i wyrzekał coraz bardziej. Dręczyło mnie to wyrzekanie; wszak gdyby wol-
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/188
Ta strona została skorygowana.