aby go ułagodzić, chwytano pierwsze z brzegu ptaszę i pokazywano krzykaczowi. Jaki był zabawny!... Wyciągał obie ręce i szeroko otwierał buzię. Tluś, znalazłszy się blisko niego, pewnym był, że zostanie zjedzony, zaczął więc tak przeraźliwie piszczyć, że aż mamusia przyfrunęła na ratunek, puścili zaraz Tlusia, który nam później opowiadał, że ledwie uniknął śmierci. Nie wierzyłem temu, gdyż widziałem, że mały jeść nie umiał — pił tylko i pił ciągle. Jakby mógł zgryść ptaszka! Mama zapewniała, że Jasio ani myślał o czemś podobnem.
— On nic nie jada, tłomaczył tatuś — bardzo jeszcze mały.
— Nie jada?... nie umie jeść? pierwszy raz słyszę coś podobnego! zawołał mój braciszek.
— A przypatrzyłeś mu się dobrze?
— No — tak....
— Co spostrzegłeś?
Tluś nie umiał odpowiedzieć.
— Co zauważyłeś, gdy buzię miał otwartą?
— Nie wiem — nie wiem wcale. Myślałem, że mnie chce połknąć i...
— Gdybyś dobrze patrzył, znalazłbyś....
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.