Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

Twarz, uradowana i uśmiechnięta, z bladej stała się siną, usta też zsiniały, oczy bielmem zachodziły... Ujęłam go wpół, dygocząc, on ciągle w okno pokazywał i, ciszej już, dobył z siebie te słowa:
— Szczęście, matusiu, szczęście!
To były słowa ostatnie.
Umilkła, chłopcy nie odzywali się także, a Kocia zawołała:
— Dlaczego ostatnie, nianiusiu?.. dlaczego więcej mówić nie chciał, kiedy tak się cieszył, że bociany obsiadły gniazdo?
Józefowa zasłoniła oczy fartuchem.
— Powiedzcie, prosiła Kocia — co dalej się stało?
— Maciuś nie żył...
Dziewczynka wybuchnęła głośnym płaczem.
— Maciuś! Maciuś! wołała, zanosząc się od łkań — ten dobry synek umarł!.. ach nianiu, to okropne!
Gwałtowny płacz dziewczynki sprowadził mamę; przybiegła zaniepokojona.
— Co tu się dzieje? Tadziu, Romku, Józiu? Córeczko droga, czy cię co boli? czy sobie jaką krzywdę zrobiłaś?
Kocia płakała rzewnie, a stara