ko! powtarzały rozmaite głosy, cieńsze i grubsze, donośne i słabe, a wszystkie rozradowane.
— Jak pięknie się budzi! wołała, skacząc, Jednonóżka — jak cudownie!.. Tam, w mieście, go nie znają. Ukryte za murami, utopione w głębi kamienic, nie pokazuje nigdy przecudnego wschodu... Witaj, słoneczko, witaj, — dajesz światło, dajesz ciepło, bądź pozdrowione!
W ogrodzie hałas się wzmagał i taki świergot, że niemogliśmy rozmawiać. Ileż tam było ptaków!.. Gdzie okiem rzucisz: w krzakach, na drzewach, na sztachetach, nic — tylko ptaki. Szczebiotały pomiędzy sobą, bynajmniej nie zdziwione, że każdy listek, każda trawka migocze blaskiem różnobarwnym; może nawet nie spostrzegły tego, a to takie śliczne. Lilli patrzyła zachwycona, ja również.
Najgłośniej ze wszystkich świergotały wróble, rzuciwszy się odrazu do wisien.
— Dobre już? dobre?
— Doskonałe!
— Nie wierzę temu. Wczoraj były kwaśne.
— Ja mam słodką.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/197
Ta strona została skorygowana.