— To daj — będzie dla moich dzieci.
— Nie dam. Co mnie obchodzą twoje dzieci? — ja też słodkie wisienki lubię i zjem, bo dobre.
Zaczęła się bitwa — leciały piórka; szczęściem, ktoś wszedł do ogrodu i bitwę przerwano.
— A teraz na pszenicę! zawołał stary, dobrze wypasiony wróbel, lećmy zaraz, szkoda czasu. Potem gorąco będzie, najlepiej rano wycieczki urządzać.
— Na pszenicę! kto z nami?
— Dobreby to było, wtrącił jakiś ptaszek o bardzo ładnych piórkach, ale stoi tam człowiek i nie pozwala się zbliżyć.
— Nie pozwala?
— Co za strachy znowu! Że kraska lada czego się boi, wiadomo przecież; ale my, wróble, mamy inne usposobienie.
— Gdyby tam nawet kto pilnował, nie stoi cały dzień.
— Zeszłego lata stał również — odparła kraska, kiwając główką.
— Tak?.. Wcale się nie boję... straszny on, lecz nieszkodliwy. Zobaczę zdaleka; — jeżeli ten sam, mogę was zapewnić, że nie będzie pszenicy bronił.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/198
Ta strona została skorygowana.