— Nie będzie? pytały młode wróble z ciekawością.
— Poczciwe człeczysko! — Każą mu stać, więc niby swoje robi, z miejsca się nie rusza, ale też tylko tyle. Nikogo nie ukrzywdził w przeszłym roku; znamy się z nim dobrze.
— Trzeba go zobaczyć! wołały mniejsze ptaszęta.
Zaczęło się naradzanie, gromadka wróbli obsiadła drzewo i głośnym świergotem napełniła ogród.
— Lećmy, lećmy!
— Ja zostanę, ćwierknęła poważna jakaś wróblica i moich małych nie puszczę. Bo i po co? mamy tu ogród, jedzenia wbród — wszystko dla nas porządnie obsiane i zasadzone.
— Słusznie mówicie, matusiu, zapiszczała nieznana ptaszyna — czegoż nam brak tutaj?
— Bardzo słusznie, potwierdziła druga, kręcąc ogonkiem.
— A to co znowu? huknął wróbel — pliszki i zięby do naszych spraw się wtrącają? Dziękuję za taką przysługę.
Zięba wylękniona uciekła na drzewo, a pliszka kręciła ogonkiem przez chwilę, wreszcie odparła:
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/199
Ta strona została skorygowana.