Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

— Czy nie można całą gromadą wynieść się i osiąść gdziekolwiek dalej? Dla nas, nawykłych do wszystkiego, co pora roku przyniesie, do zmian i niewygód, do chłodu, wilgoci, a nawet i głodu, nie ma w tem nic nadzwyczajnego. Ha! trudna rada, rzekły wróble — dziś tu, jutro tam! i poszły w świat. Ujrzawszy, że w ogrodzie pusto, gdyż za wróblami wyniosły się wszystkie ptaki, straszone ciągłem strzelaniem, gospodarz z radości ręce zacierał. Głowę miał spokojną, przestał drżeć o całość owoców i nasion, pszenica, wolna od szkodników, obiecywała zbiór bogaty, prosu również.
— Aha! mówił do sąsiadów — patrzcie, com zrobił! Dotąd wojowałem, aż postawiłem na swojem. Niech, kto chce, daje ptakom część plonu, ja wolę mieć dla siebie wszystko, com w pocie czoła z ziemi wydobył.
— I my też radzibyśmy zebrać jak najwięcej, odpowiadali gospodarze, lecz kiedy Pan Bóg tym biedaczyskom żyć pozwolił, czemże się karmić będą?
— Nic mnie nie obchodzi — byle mojego nie ruszały; niech jak chcą dają sobie radę.
Kiwali głowami, a skąpiec z zado-