w sobie każdy obłoczek, każdą chmurkę — tak orzeźwiająca, że wlewa siły nowe.
— Czy dawno was zamknięto? pytał wróbel.
— Urodziliśmy się w klatce.
— Nieboraki! westchnął kos — nawet nie znają świata, nie wiedzą, jaki jest piękny i jak wesołem jest życie ptaków.
— Ależ nam wesoło tutaj! odparła Lilli.
— Wesoło i dobrze, potwierdziłem.
— Nie, świergotał wróbel — to nie prawda... Co tobie? dodał, przyglądając się Lilli. Hm... teraz wiem, dlaczego lubisz w zamknięciu siedzieć — ale on... — tu zerknął na mnie — on pewno wolałby inaczej.
— Nie, nie!
Lilli patrzyła na mnie, to znowu na wróbla i posmutniała. Dopiero gdy zacząłem śpiewać, rozweseliła się trochę.
Urażone naszą obojętnością, ptaki odleciały; najpierwszy zniknął wróbel, później sikora, zięba, makolągwa; — tylko pliszka, mrugając oczami, skakała po drzewach, i spoglądała w stronę klatki. Nie odzywała się jednak, aż wreszcie
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/210
Ta strona została skorygowana.