Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

— Nie wytrzymam! darła się na cały głos — nie wytrzymam tutaj!
— Posil się, tłomaczyłem; oto owoce, siemię, kanar.
— Za nic!.. Ale i tobie jeść nie dam, nie pozwolę tknąć niczego, dopóki tu będę!
Przez dzień następny ledwie ukradkiem, od czasu do czasu, ziarnko pochwyciłem; — tylko tyle, by nie paść z głodu. Czy moja towarzyska jadła cokolwiek — nie sądzę. Chyba wówczas, kiedy ja spałem, lecz parę razy umyślnie otworzyłem oczy, by sprawdzić, i nie dostrzegłem tego.
Na trzeci dzień, do klatki zbliżyła się Kocia. Miałem zamiar ją przywitać, ale dzika czyżyca wpadła na mnie z gniewem:
— Jeszcze im dziękować będziesz, że cię tu zamknęli! Masz! masz!
Biła mnie, krzyczała, to znowu bila.
— Ratujcie! zawołała moja dobra pani — Józiu, Antosiu, Tadziu, weźcie tę szaloną!
Antoś nadbiegł i wyjął czyżycę z klatki.
— Co z nią zrobić? pytał.
— Puścić na ogród, rzekła Kocia.