kami mrugał i udawał, że patrzy w inną stronę. Od czasu do czasu zerkał na czyżyczkę.
Położenie stawało się bardzo przykre.
— Co zrobię? co zrobię?
Moja przyjaciółka frunęła na piec, Tluś żartował i przyśpiewywał:
— Mądrala! mądrala!
Zostałem zarozumialcem, który przyrzeka, czego zrobić nie potrafi... ach, jaki wstyd sprawię rodzicom. Gdybym mógł, darłbym się głośno, niby małe pisklę szewcowej.
— Wody, ach, wody!
Zacząłem latać po dużej klatce — nie wiele brakło, bym głowę rozbił o piec lub szafę. Jak gdyby uciekając, zataczałem szerokie koła, lub spadałem niżej, to kręciłem się w górze u sufitu.
— Czyżyk oszalał! huknął mi w ucho Franek.
Przysiadłem na gałązce jakiegoś kwiatka — wystraszone oczy Marcysi spotkały się z mojemi.
— Ciziu, zawołała słodko, mój biedny, maleńki ptaszku — co ci jest?
Przypadłem do dzbanka — z całej siły uderzać weń zacząłem. Nie zrozumiała.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/24
Ta strona została skorygowana.