Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

zwykle przyjmowani gorącym napojem, którego sprobowałem trochę i wydał mi się szkaradny. Oni śpiewają, my świergoczemy, czas płynie wesoło — dopiero gdy które z młodszych oczęta mruży, wołamy ze zdziwieniem: no, patrzcie — toż to noc! Mateczki na piec nas wyganiają, tłomaczą, że tam zaciszniej — ale kto już główkę pod skrzydełko schował, nie daje się namówić. Piórka nastroszone, główka zginęła — maleńki śpioch wygląda jak kłębuszek.
Myliłby się jednak, ktoby sądził, że mając wszystko, czego nam potrzeba, zajmowaliśmy się tylko figlami i zabawą. Bardzo przepraszam! część dnia schodziła na nauce.
— Dzieci kochane, mówił, naprzykład, pewnego razu tatuś, ciężko jest obznajmiać was, tak małych, z krzywdą i niesprawiedliwością, lecz dla waszego bezpieczeństwa, jako starszy, zrobić to muszę. Wiedzcie, że ptaki nie wyrządzające nic złego nikomu, mają mnóstwo nieprzyjaciół.
— Nieprzyjaciół!.. okropność! powtórzyliśmy ze strachem.
— Mamo! tatku! krzyknęła Mia, kry-